Słowem występu

Luty. Lodem skuty. Czekałem ciepła. Może nazbyt. Coś się zadzieje na pewno. Ale ale.

Byle nie wychodzić z roli. Odnajduję się w kinie. Sala koloru mojej sierści. Oglądamy film o szaleńcach podobnych do nas. Wytrawna publiczność śmieje się z niemal każdej sytuacji. Księża grający w pokera, groteskowa chłosta, międzypokoleniowe romanse, sarni łeb na ścianie.

Trzeba umieć się zachować. Ta sama publika milczy kilka kilometrów dalej. Na ekranie emocjonalny wybuch sztucerem w drzwi małżonki. Jest tuż tuż. Na czas przyjeżdża policja. Na czas.

Nie uciekam. Czekam do końca. Nie zawsze tak jest. Czasem mam ochotę wyjść. To w końcu tylko zabawa, wynik jej bez znaczenia. A potem próba, praca, tęsknota. Zaczynam się wkręcać i zapominam.

Tak zastaje mnie niedziela rano. W niedzielę rano nic nie muszę. Normalnie też nic nie muszę. Niedziela przynosi coś na kształt zrozumienia tego stanu. Leżę na łóżku. Gapię się w sufit.

- Co się dzieje z kotem jak patrzy tak w sufit?
- Unosi się pięć centymetrów nad prześcieradłem.
- Co wtedy czuje?
- Nic.
- Nic kompletnie?
- Nic konkretnie.

Mrrrr.
Kot Ch.

 

Kaszel suchy, kaszel mokry, kaszel al dente. Ryba też może mieć chrypę. Człowiek też może się mylić. Przynajmniej para młoda chce winyli. To pociesza.

Smutny Tuńczyk

 

Mniej dni niż zwykle, ale za to dłuższe. Coś na kształt promocji. Okruchy schną po nieprzyjaznym styczniu. Futro wylizane, przespałam urlop lutowy. Powoli wyrzucam wszystkie najważniejsze martwe linie. Odhaczam niczym pracownik McDonalda kolejny zestaw. Wystawy, spektakle, gazety i niespełnione lekcje muzyki.

Zmiana wystroju wnętrz. Na lodówce zagościł dinozaur z majtkami emerytki w ustach. Rozmnożyło się wokół mnóstwo chwastów, nie wyrywam, niech rosną. Więcej życia na wiosnę. Chyba, że wymrozi.

Awałsia Askrobmysz

 

Kącik z muzyką

niespodzianka

co masz dla mnie
za plecami
w ręku
 
jak w pudełku
w kolorowym papierze
błyszczące jakby
kryje się
 
wiedzieć chcę
niecierpliwy
tupię niemal
ot zabawa
 
zabawa
 
jednak
ręka pusta
oddech wstrzymany
w przejęciu
puszczam wolno
 

podszepty

pożądanie w spojrzeniu ojca
noc, pierwsza, cisza, ciemno
tak bardzo chciałem powstać
choć już byłeś tu przede mną
 
w sztucznym jakby napięciu
przez ucho sączysz anielski
o zamordowanym arcyksięciu
za którym nikt nie tęsknił
 
ty, patrzysz na mnie w lustrze
co, przed koszmarnym śnieniem
i przed grobowym milczeniem
nie próbowałeś mnie ustrzec
 
szarpiemy się niebezpiecznie
zaimek osobowy - wymówką marną
jesteśmy katastrofą nuklearną
ale nic nie trwa wiecznie
 

cudnie

trucizną kartki mokną
pan specjalnej opieki
mijam książek zasieki
czy się boję potknąć?
 
rano myślę - cudnie
to raz już padło
to się przejadło
i się robi nudne
 
w sercu kłucie, jak kolec
a już miałem tutaj polec
odwróciłem się na pięcie
trzask! - krótkie spięcie
 
czemu się boję dotknąć?
kiedy rzygam słowa
jak kostka brukowa
wymierzona w twoje okno?
 

wrak

sen poszarpany
żagiel po bitwie morskiej
 
horyzont pusty
dryfuję myślami
budzę się w oczekiwaniu
 
przywiązany nerwowo do życia
sprawdzam, czy jeszcze jestem
 

przed snem na ucho

proszę spójrz mi głęboko w oczy
o Pani, nim nastanie cisza kojąca
wiedz, serce me z niedalekiej północy
gdzie nie zaznało ciepła, ni słońca
 
tak, myślę jeszcze o śnie wiecznym
jakby to było? czy i jak to będzie?
teraz i tu nie jest zawsze i wszędzie
granice światów - umysł niebezpieczny
 
czy naprawdę budzisz się i zasypiasz?
a może to w czasie i miejscu podróże?
gdy odbicia w lustrze, jak monotypia
pod kołdrą zostaniesz przetrwać burzę
 

Akwarium światem zwane

Brud

 
1.
Nigdy nie umyjesz się do końca.
Zawsze coś zostanie pod paznokciem,
między zębami,
czy w kąciku ust.
Jakieś włosy się nie rozplączą,
kłębek z ubrania zawinie się z potem w pępku,
fragment martwego naskórka będzie zwisał z nowej skóry,
sińce nie znikną z powiek, fragment ropy zalegnie w oku,
sińce nie znikną z kolan, nie zetrą się, nie spłuczą się.
Zapach zastępuje się zapachem, zapach zastępuje zapachem.
Pot pachnie jak jedzenie.
Oprócz karmienia dziecka, musisz je też umyć.
Dopiero, gdy same zacznie się myć, będzie można stwierdzić czy jest czyste.
Nikt nie wie, w którym momencie tworzy się nawyk.
Nikt nie wie, w którym momencie powstaje obsesja.
Nikt nie wie, co znaczy czyste.
Według najnowszych badań najbrudniejszym przedmiotem codziennego użytku jest klawiatura komputera, która w zaciętym starciu pokonała deskę klozetową.
Nie ma się co dziwić, choć na początku obstawiałem, że wygra wanna.
Wtedy to byłoby logiczne.
Nigdy nie umyjesz się do końca. 
2.
Ile czasu wytrzymasz bez mycia rąk?
Ile czasu wytrzymasz bez mycia?
Śniło mi się, że jestem pod wodą. Słyszę jakieś wołanie,
ale nie ruszam się.
Czegokolwiek nie dotknę, będzie brudne. 
3.
Codziennie śni mi się, że jem kurzowe koty. Kotki, koteczki w kształcie ciastek.
Zlizuje z parkietu. Oblizuję palce z rozkoszy. Przytulam koty. Przykładam do policzka. CAŁUJĘ!
Podobno to od niedoboru minerałów.
Potrzeba wywołuje obrazy.
Potrzeba.
O
bra
zy.
 
Brud najbardziej zalecany jest w diecie u kobiet w ciąży.
Brud pobudza. Ćwiczy układ odpornościowy.
Brud pomaga w prawidłowym funkcjonowaniu twojego organizmu.
Brud zapobiega astmie i alergiom.
Brud reguluje stany zapalne.
Brud ułatwia odkrztuszanie.
Brud działa przeciwbólowo.
Brud nie wywołuje skutków ubocznych.
Brud nie uszkadza błony śluzowej żołądka.
Brud łagodzi podrażnienia.
Brud junior o smaku malinowym.
Brud na kaszel suchy i mokry.
Brud kompleksowo zwalcza dreszcze i katar.
Brud zapewnia spokojny sen.
Brud polecany przez profesjonalistów.
Brud polecany przez Instytut Matki i Dziecka.
Brud wspiera Państwo Polskie.
Brud bez recepty.
Brud na każdą kieszeń.
Brud. Teraz w nowym opakowaniu.
Brud. Bo społeczeństwo jest zbyt czyste.
Brud. Nigdy nie umyjesz się do końca. 
4.
Próbowałem zapytać ludzi, czym dla nich jest brud.
Większość bała się cokolwiek odpowiedzieć.
Unikali kontaktu wzrokowego. Chowali głowy w kaptury. Ściągali czapki na oczy.
Jeden wybełkotał coś o moralności. Czystości intencji.
Brud sprawia bardzo złe wrażenie. Odstrasza.
Pojawiło się też, że brud to coś zakazanego, na co nie ma przyzwolenia.
Najczęściej, jednak brud nie był tłumaczony, lecz wiązany z czynnością.
Brud to coś co się czyści, coś co się zmywa,
coś co się zamiata, odkurza, spłukuje, ściera.
Coś co wymaga remontu, rekonstrukcji, a nawet zburzenia.
Gdy przechodziłem obok kogoś pijanego, mocno zaniedbanego,
bałem się zapytać o brud.
Wbijałem oczy w buty, bądź w koła popychanego wózka.
Codziennie próbuję domyć swojego bezdomnego.
Codziennie próbuję zaprowadzić swojego menela do domu.
Nigdy nie umyjesz się do końca. 
5.
Gdybym ćwiczył regularnie przed performensem, wytrzymałbym cały występ z głową pod wodą. Rekord świata wynosi 20 minut.
Imponujące.
Tyle by w zupełności wystarczyło. Nawet minuta mi nie wychodzi.
Tak, nie przygotowałem się wystarczająco. Przyznaje się bez bicia.
Nie dopracowałem go. Nie doszlifowałem, nie wyczyściłem tak, jak należy. Powinienem robić mniej widoczne pauzy na oddech. Wziąć korepetycje ze wstrzymywania powietrza. Albo zatrudnić nurka.
Tak! Najłatwiej byłoby wynająć ludzi, którzy za mnie zanurzaliby głowę. Siedziałbym sobie wtedy spokojnie ze szklanką szampana i prowadził jakiś mniej lub bardziej sensowny wywód. Oni by się zanurzali.
Zanurzali i patrzyli w denko wiader. I nie byłoby ich dwóch, trzech, czterech. Dwudziestu ludzi, każdy ze swoim własnym wiadrem. Monumentalne dzieło.
Pełne zanurzenie.
Potem w szale wywróciłbym wszystkie wiadra i rozdał Wam mopy. Każdy ścierałby wodę, którą rozlałem.
Wszyscy złączylibyśmy się w jednym celu. Zjednoczeni w pocie czoła, dążylibyśmy ku zatarciu śladów.
To się nazywa zbiorowa odpowiedzialność. Tak dzieje się niestety, codziennie. Codziennie, ale dziś nie przygotowałem się. Nie przygotowałem się.
Dlatego wyniosę pełne wiadro i wyleję je do zlewu. 
Nigdy nie przygotujesz się do końca.

Stryszek

Tożsamość dziecka

Gdyby otaczała mnie mgła,
czułabym się jak w łonie matki.
Dźwięki ulicy, lekko przytłumione
krople deszczu o smaku
ożywczego arbuzowego soku; 
Przytłumione światło, dające
bezpieczeństwo matczynego ciała.
Ciepło, by płód mógł rosnąć w spokoju.
 
Aż do momentu, gdy igła kaktusa
rozdziera mały, czerwony balonik.
 
Gdy pozbawiono mnie tożsamości
kart lojalnościowych i dostępu
do bankomatu, poczułam się niewidzialna.
 
Jesteś nikt i nawet policja
nie dowierza formalnie, że ty - to ty.
 
Jak udowodnić, że w dobrej intencji,
bez biletu jedziesz tym tramwajem.
Mam go przecież, tylko chwilowo
zabrakło mi nazwiska.
 
Jak udowodnić, że płyniesz
przez Morze Śródziemne
z dobrymi intencjami?
Że byłeś doktorem nauk społecznych
 
i nie chcesz wywołać rewolucji?
Nie masz prawa!
 
To znaczy, że nie istniejesz.
Nie istniejesz
Nie istniejesz
Nie istniejesz
 
Nieistnienie kończy się wraz
z posiadaniem plastikowej karty.
 
Dobrze, że tamtego wieczoru
ukradziono mi tylko kilka
papierowych banknotów i Matkę Boską
Ostrobramską.
 
![]

Chwila przed rozebraniem ciała

Masz twarz. Resztę wyrzuć.
Wyzuj z tych splątań figur przestrzennych
co to ani sześciany, ani kule.
Narysować się nie da.
Można dotknąć dźwiękiem
co rozjarzy wszystkie zakamarki.
Tak, by od wewnątrz zamknąć się
i nie szukać kołatki wyjścia.
Nie zniknąć, nie wylecieć
z dziesiątego piętra kręgosłupa.
Nie upaść.
Pieścić, gryźć, drapać -
miękkość abstrakcji,
krew światła,
płynność cienia.
Chryzantemy włosów szarpać.
Zakleszczyć się.
Nie skończyć w czas, nie czas, poniewczasie.
 
W bezczas!

Skandynawia

Z kandyzowanych owoców
utkaj mi konstelacje.
Na wiatr łatwo rzucić,
by spadły martwe:
śnieg na fiordach, 
zieleń tundry,
pomarańczana skórka
na zamrożone ogniem ciało
na usta bez ustanku.
 
syksyksyksyksyksyksyksyk
 
świszczenie środka kontakt strugi porwany naskórek słodycz kandyzowana
 
zlepia prześwit śródpalców wietrzny chaos targa młoteczki i kowadełka
krzykiem niewspółdzienności zimno rozściela się jak zwierzęcia pulsujące
futro
 
Wieczorami gryzę twarz
młodymi pędami brzozy.
Skandal naiwności.