Słowem wstępu

Kto dźwiga kociego trupa? Wchodzę na wagę, żeby zobaczyć jak ciężkie jest życie. Hmm... Wydawało mi się, że więcej. Ostatnim czasem utrzymuje się mętlik w łebku. Śnię o ucieczce przed robotami-zabójcami. Zawsze zwycięskie. Otwieram oczy jednak.

Od tego miesiąca oficjalnie poszerzamy skład o Wandę Bez Bandy (z twardym "W" nie tam jakaś Łąda), która będzie nas raczyć bardziej lub mniej warzywną poezją i muzyką z wnętrza księżyców Saturna (nie wiem, jak to robi, ale mam pewne podejrzenia).
Dokładnie tak - zaczynamy działać na uszy!

 

Kot Ch.

PS W tym wydaniu zamieściłem moje własne tłumaczenie wiersza młodego czeskiego poety Karela Prilepca. Jeśli ktoś uważa, że to wyraz niemocy twórczej, to niech się lepiej zajmie krojeniem papryki. Woda już bul bul bul.

 

Boli mnie brzuch. Nie wiem, czy to stres, czy wczorajsze bataty wyklęte, w powłokach brzusznych zadęte.
Wanda chciałaby kicać po lesie i, obowiązkowo, robić echo. Gdy przychodzi co do czego, ucieka pod koc i wykonuje dużo wygodnickich ruchów. Ciężko nadążyć.
Czy tak to ma wyglądać?
Dzień dobry! Zwą mnie bandą i od pewnego czasu nie mam Wandy. Jestem humorzasta, zła, demoniczna i czujna. Mało co mi umyka. Czuję i płaczę całym ciałem. Śmieję się głównie twarzą.
Zbieram dźwięki. Potem plotę wokół nich historie. Albo tylko je mnożę na potęgę. Dysk twardy dyszy. I ja dyszę czasem.
Za dużo szumu w około, za mało selektywności.
 
Wanda Bez Bandy

 

Wracam z kolejnej długiej podróży.
Zobaczyłam, że oprócz różowej sowy z zielonymi skrzydłami i żółtym
brzuchem, na moim biurku stoi też kurz. Zlizuję ścierką. To samo dotyczy oczu.
Też przecieram. Wszystko jest jakieś takie kwadratowe. Szczególnie relacje międzyludzkie.
Płaskość ścian kubistycznych form uspokaja. Do której mam przykleić swój bok, by poczuć się jak Wielka Płyta?
 
Awałsia Askrobmysz

 

Kącik z muzyką

O tatuażu

w koronie igieł
na konturze tronu
nuci król tusz
metaliczny burdon
wzywając cienie
tańczące miękko
powoli najpiew
i coraz szybciej
w upuszczonej krwi
a papierowe pijawki
jedna po drugiej
lekko na ziemię
spadają nażarte
 

"Bobce z wanienki"

Karel Prilepec

Czerń
Wyciągam
To nie moje
Na pewno?

Nie będę tego i owego

Cebula to nie bulwa

W epoce post-prawdy
Jak mawia różowy prorok
Gdzie post-humanizm nie istnieje
Czuję zagubienie
Chcąc odepchnąć od siebie mrok
Nieprawdyprawdynietaknie
 
Tak jak Ty pobierasz mnie
Z moim inwentarzem
Słowem bez znaków
Pustym, choć ze znaczeniem
To tylko słowa
To słowa, do kurwy nędzy.
 
Czuję gotowość na przyjęcie
Siebie i Ciebie (bez opłat)
Może mi się nie uleje
Włos w odpływie gnije i jest częścią potwora
Którym stał się bardzo szybko
Nie zalewaj kretem, nie zalewaj!
Wyciągnij
Nie przywiązuj

Akwarium światem zwane

Przywiązanie

Mam zaburzenia przywiązania
 
Najważniejsze to potrafić się zdiagnozować.
Jak studiujesz psychologię, pedagogikę
co miesiąc odkrywasz w sobie nowe dysfunkcje.
Czegoś nie mamy? Mogę pójść coś kupić.
Chodziło mi o czas, ale powiedziałem siły.
Freud śmieje się zza grobu.
Wczepiamy się w ramiona,
Jak leniwce w gałęzie.
Kim są twoi rodzice?
Matka ziemia, ojciec słońce.
Chyba umierają.
Każdy trochę nieumyślnie.
 
Wiążę koniec z końcem,
początek z początkiem
i wszystko będzie
tak jak jest.
 

rulonik

Mam klapki na oczach.
Znasz jeszcze jakieś odzywki?
Tak. Produkty dla wegan mogą zawierać śladowe ilości mleka i jaj.
Najbardziej jednak boję się nadprogramowego chromosomu.
Dlatego 1% podatku przekazuję na dzieci.
Myślisz, że to cię uchroni?
Nie wiem.
Nie wszystko robi się ze strachu.
Na przykład bierze ślub.
Gdy byłam mała, obiecałam sobie, że będę tylko z chłopakiem,
który umie zwinąć język w rulonik.
 
Już jestem.

Stryszek

Możesz pochwalić się własnymi problemami w nowym filmiku na Youtube

Nie dotykaj!
Od kilku tygodni
wychodzę z siebie.
 
Dziś polizałam swój nadgarstek.
Smakuje jałowo jak ziemia
ostatniej z możliwych klas.
 
Może to sól? Masz za mało soli!
Jem, jem, jem wielosmakowe czipsy
aż po rozkrwawione dziąsła.
 
Nie dotykaj!
Ciało rozrasta się
jak bluszcz.
 
Nie starczy ci rąk
ani czułości.
Pęcherze powietrza wypełniają
każdy centymetr skóry.
 
To woda! Z pewnością woda!
Odkłada się w organizmie.
Umrzesz na puchlinę, a może na suchoty
gdyby tę wodę odpompować. Jakoś.
 
Rozrastam się jak stare drzewo.
Połamane paznokcie, odrastające włosy,
wzrok, który patrzy w zamknięciu.
 
Gdybym mogła zrzucić wylinkę
i wpełznąć do Wisły
jak tajemniczy pyton
gwiazda ostatnich wakacji z TVN.
 
Brak mnie w ja szarzeje w oparach
kolejnych promocji. Tworzę nowy
kanon piękna za -55% w Klubie Rossman.
 
Zaakcepotwać ciężar cielesności.
 
Szkoda, że nie ma tu lustra
weneckiego.
Zajrzałabym w głąb siebie
nie widząc niczego więcej.
 

W dupie mam twoje małe miasteczka

Codziennie widzieć
czarne worki w kształcie
sztucznych kruków.
 
Każdego dnia czuć
środki chemiczne
firmy Błysk.
 
Krzyk dzieci za ścianą,
człowiek-wiertło za drugą
i wkurwiający labrador
z głubim uśmiechem na
twarzy za trzecią.
 
Zwijam się w prenatalną fasolę,
wszystkie liście opadają z mojego ciała.
Mucha idąca po ramieniu
zatapia się w pachę.
 
Łaskocze.
Biegnę z dziesiątego, bo
boję się windy
i seksistowskich haseł
na ścianach.
 
Gdyby nie łaskotało
już nigdy bym nie wstała.
 
Gdyby to miasto
nie doprowadzało mnie
do ciągłych drgawek
łechtanego ciała,
już dawno mogłabym
zostać lodowcem.
 
Jak to jest gdy marzysz,
że chcesz być skałą z wody i drobnoustrojów?
 
Jestem. Roztapiają mnie wyprzedaże.
Sushi z marketu, targ Biedronki, promocje w Aldi,
lajfstajl from Pepco, paliwo z Circle K,
kolorowe jarmarki i Gang Świeżaków,
świerzbaków.
 
Świerzb. Rozdrapuję rany
korporacyjnych kont
i kart prepajdowych.
 
Podniety.
Panie! Ty?
Podnieść Ci?
Podać Ci?
 
Weź sam.