Słowem występu
Odpoczynek. Najłatwiejsze? Puścić mysz, którą się złapało. Zejść z drzewa, kiedy już się weszło, a wejść było ciężko... W sumie, bardziej to pierwsze... Rozumiesz, prawda? No chyba, że w głodzie. Ale w głodzie to i ciepła klawiatura jest jak spacer po cienkim lodzie.
Jeszcze jakieś nowe umiejętności w planach? Nie mówić tylko dlatego, że cisza. Cisza może nie jest dla ciebie (dla mnie?). A może jest, ale nie po to. Czasem słucham jak nie przeżuwam, czy to to?
Kawa i książki. Nie wszystko palą barbarzyńcy. Kupowanie jednak czynność egalitarna. Jak można mieć z tym problem? Się czepiasz, kotu! Znów gadasz do siebie i robisz obrazki z zaschniętej herbaty?!
K. Ch.
Nic nowego nad stare. Co się dzieje? Nie wiem.
Rozpoczynam rok robienia rzeczy inaczej. Rok, w którym łapać się będę, a potem złapane wypuszczać. Niechaj leci i rozpuści się w kosmosie.
Dosłowność. Rysowanie granic. Stawianie granic. Przesuwanie granic, aby dało się oddychać.
Przestałam się przejmować. Wkradły się wibracje gongów, ała. A potem oddychamy. Rytmicznie. I wypuszczamy z rąk strzały.
Wanda Bez Bandy
Trochę przysypiam. Wcale nie! Obserwuję zamkniętymi oczami. Spokój wylewa się z akwarium. Jestem już większym zakolem. Człowiek o kruchości chałwy i zapachu olejku od inhalacji. W planach mam strajk i Paryż. Śniło mi się, że znów dostałem klarnet. Tym razem działający. To jedno z marzeń o byciu dźwiękiem.
Smutny Tuńczyk
Wolałam nie robić żadnych planów. Naostrzyłam ołówki, przesadziłam rośliny, popatrzyłam na śnieg. Chciałabym w słoik naładować tego spokoju. Otworzę gdy minie zima i zaczną się problemy. Chwilowo drzemię, nie zauważając różnicy między ósemką a dziewiątką. Nadal nie rozpakowałam gwiazdkowych prezentów, pozwoliłam im zapuścić korzenie. Trzy dziesiątki dni trwania od kiedy byłam tu po raz ostatni. 1500 kilometrów w pociągu.
Cześć kolejny.
Awałsia Askrobmysz

Kącik z muzyką
pijany lew
błękit nade mną
i ptactwo skrzeczące
żar leje się na grzbiet
głodem targany
widzę cię z daleka
jak przyszłość
tu i teraz
Pylon
Kratos? Kronos? Detoks?
Etos tarcza, nie wystarcza
Już plastik, stal i beton
Heros? Xero? Zero?
W ranie sól jak ból się wda
Cała, pół i gówno prawda
Zbawca? Znawca? Sprawca?
Ognień los, ścięty kłos
Ostrze głodne, oko chłodne
Szet? Bastet? Kastet?
Sprawny kot, przebyty płot
Pies na włos, pies ma głos
Weles? Hades? Sedes?
Owczy pęd, wilczy zew
Kończy popęd, milczy krew
Jestem w domu
Domofon nie działa. Możesz dzwonić do woli. Kurier już wie. Zna kod. Skrzynka na listy pełna od miłych młodych par, które za gotówkę kupią mieszkanie, nawet do remontu. Uśmiechnięte buźki rozczochrane włosy. Za grosz talentu, ale podobno to działa. Katalogi biżuterii i mebli. Niepotrzebny szum.
Okien nie myję. Podziwiam czasem konstelacje brudu, gromadzącego się warstwami na plastikowej szybie. Krople deszczu jak pociągnięcia pędzla. Sztuka współczesna. Tym oddycham. Dziś widać jeszcze fragmenty nieba. Oglądam w przerwach od pisania. Jest trochę cieplej. Sąsiedzi przestali palić na klatce schodowej. Przenieśli się na balkony. Dodatki do brudnego powietrza. Ptactwo wiruje w niby bezcelowo. Pies za ścianą wyje samotny. Dziecięce zabawki cieszą oczy.
Rozbity dzban
No i o co tyle krzyku
Ponoć mówimy w tym samym języku.
Dobrze - mówmy zatem
Jak brat z bratem
Lub brat z siostrą.
Byle nie za ostro.
Mam słabe nerwy
Bo choć bez przerwy
Ganiam, mnie rusza często
I mnie rusza gęsto.
Ale co tam, dola kota
Że się mieszam i miotam.
Proszę bardzo! Wolne pole!
Lecz, gdy karty są na stole
W dal już mam spojrzenie wbite
W intencji bardziej niż ukrytej.
Co ja poradzę? Jestem kotem.
Nieporozumień stąd bez liku
Bo choć mówimy w tym samym języku
Nie rozumiemy się ni jotę.
Mamie w dniu urodzin
słów kilka bez potwarzy
bo czy może się przydarzyć
że naprawdę piłka parzy
czy to tylko tak, na plaży
od słoneczka co żarzy
się niejednemu zimą marzy
ale może niekoniecznie
to słoneczko jest zbyteczne
a ta piłka to nie piłka
jak nie piłka? to pomyłka!
mógłbym pisać jeszcze więcej
tylko chodzi mi o serce
żeby było pompą - mocne
serce jest pomocne
no też oczywiście ręce
rąk pomocnych jak najwięcej
i koniecznie rąmię w ramię
niech niezawodna czuwa pamięć
Nie będę tego i owego
Pustki
Gdybym miała pomysł
Pisałabym o rzeczach raczej zwiewnych
Kochałabym każdego
I jego nogi
Pustka zżera
Pustka wciąga
Pustka pochłania
Pustka pożąda
Gdybym choć przez chwilę
Wiedziała, co tu robię
Dlaczego akurat tu
I dlaczego z tymi ludźmi
Pustka leży
Pustka odmawia
Pustka nurtuje
Pustka wystawia
Albo gdy ktoś mówi
Że kocha
A potem zamiast naleśnika
Wybiera pierogi
Pustka uśmierca
Pustka wyzwala
Pustka dokopie
Pustka wypala
Gdybym tylko wiedziała
Jak zakończy się ta historia
Czy jeszcze kiedyś ucieszą mnie
Kakao i mleko w proszku
Pustka otrzeźwia
Pustka omamia
Pustka wygrywa
Pustka rozgramia
Złudzenia
Jest takie miejsce na świecie
Do którego się tęskni
Może dom rodzinny, może egzotyczny kraj
Gdzie turyści są dobrze traktowani przez miejscowych
Choć na co dzień ich matki giną od bomb
To złudzenie
Jest taki stan, który trwa chwilę
Czasem długo, czasem krótko
Zależne jest to człowieka
Stan ten nie będzie trwał cały czas
I po nim zaczyna się ciężka praca
To złudzenie
Jest taka myśl, zakodowana bardzo głęboko
Że trzeba być we wszystkim najlepszym
I że dopiero, gdy osiągnie się perfekcyjność ruchów
Można żyć we względnym spokoju
Niepokoju
To złudzenie
Jest taki dźwięk, usłyszany raz w życiu
Czasem dwa, bo są między nami melomani
Dźwięk, który sam w sobie jest nieważny
Ale w otoczeniu innych dźwięków
Ma bardzo dużo do powiedzenia
I nie da się go skorygować
To złudzenie
Jest taki czyn, może jeden, może więcej
Czyn zawadiacki zgoła
Przychodzi naturalnie, wychodzi naturalnie
Jest odebrany dobrze
Ale nic nie zmienia
To złudzenie
Jest taki człowiek, ukryty i daleko,
Z którym chciałoby się porozmawiać po raz ostatni
Byle wiedzieć, że ostatni
Usłyszeć głos, pożegnać się
I zacząć żałobę za tym, co możliwe, ale się nie stało
To złudzenie
Jest i gniew, rozszalały i nie do opanowania
Można nadawać mu imię, a i tak nie reaguje
W sytuacji kryzysowej zdejmuje szatę
I z szaloną miną deklamuje:
"Tu jest moje miejsce i ani kroku dalej"
To złudzenie
Jest takie słowo, powiedziane do kogoś
Które chciałoby się cofnąć
Albo kilka słów, może zdań
Zupełnie nie miały sensu
Nie brzmiały w głowie tak donośnie
Nie składały się w wyrzuty
I nie ciągnęły innych zdań
To złudzenia
Jest takie przeczucie, trwa całe życie
Ale na wszelki wypadek nie dochodzi do głosu
Że nie będzie oczu i patrzenia
Nosa i wąchania
Ust i wydobywania słów
Bo nic nie może trwać cały czas
To złudzenie
Akwarium światem zwane
Ogłoszenie
Jeżeli w trakcie rozmowy,
Czujesz kłucie w lewym lub prawym boku.
Wiedz, że to nie sumienie,
nie nerwoból,
nie prawda,
nie penis gwałciciela,
To dyktafon duchownego,
Więc uważaj na to co mówisz,
Bo nigdy nie wiesz kiedy trafisz do kazania.
Łatwiej tam trafić niż do parlamentu europejskiego,
Niż na listę na następny rok na NFZ,
Niż do sądu za obrazę symbolów narodowych.
Od kiedy losy biblijnych bohaterów przestały działać na wiernych, księża próbowali wszystkiego od Dekalogu Kieślowskiego, aż po Tlen Wyrypajewa.
Nic nie skutkowało.
Teraz wychodzą na ulicę, aby wyciągnąć dla nas naukę.
Jesteś młodą studentką weterynarii? Raz w tygodniu pijesz z kolegami piwko pod blokiem? Masz 40 lat, kredyt, psa i dziecko z autyzmem?
Pewnie gdzieś, w kraju Twoje losy są wykorzystywane,
aby pokazać ludziom jak powinno sobie radzić we współczesności.
Stryszek
- Nie widzisz?
- Na niewidzialność też trzeba sobie zasłużyć.
fragment z Akty ostensywne dla opornych
Zasada trzech jedności cię nie obowiązuje.
Już nikogo nie dotyczy.
fragment z Modernizm upostczony
Portret człowieka
Grająca pocztówka z małej ojczyzny
Z dedykacją pamięci, postpamięci i zapominaniu
Miasteczko Bełz
Mein Shtetele Bełz
A tutaj gdzie trzepią ten dywan
była synagoga
przychodziliśmy -
Śmieję się do okruchów pamięci.
Podłużne okna, białe cegły,
rachityczne drzewka.
Nikt tu nie grał w piłkę.
Myślisz, że już gotują rosół
Tam gdzie był babiniec
czy zamalowali tę gwiazdę
Zamalowali
Miriam pięknie malowała.
Zawsze nosiła kokardy
bawić się nigdy nie chciała
prowadziła zielnik
Widzieli
Tam na górce zbierała
babki lancetowate i lebiodę
o trującym kwiatostanie
Najbardziej lubiliśmy piłkę
jak te małe smyki.
Na kamiennym bruku
stukało przeznaczenie
zamiast bramek
graliśmy tu przed szkołą
w klasie
było nas pięcioro
Chłopcy, chłopcy,
do mnie, do mnie
byłem mistrzem
w tym sztetlu
Potoczyła się z chrzęstem
potoczyła się i upadła
potoczyła się
Oczy miałem szeroko otwarte
ludzkie zęby, pustka
Bejt almin, bejt chajim, bejt olam
macewy pod asfaltem
Mówili, że to po Żydach
To były ciężkie czasy,
krągłe i nie nasze przecież
Musieli o nie walczyć
wyszukiwać, pamiętać
Starali się żeby starsi chłopcy
nie sprzedali ich studentom
za wódkę
Icełe jak Hamlet
podniósł i zamilkł
Miriam?
Są czarne, a szkoda,
że nie są niebieskie
wolałabym. Tak jakoś.