Słowem występu

Wiosna. Kto zapowiedział, że będzie? Falstart. Nie tylko tu. Wszystko za szybko, z głodu pewnie lub braku ogłady. Wydanie czwarte przekroczyło standardowe wymiary w połowie miesiąca. Miło. Marzec przyniósł też nieoczekiwanie stare jako nowe. Dziwne, miejscami pewnie niesmaczne, mimo ciskania wyrazami optymizmu jak:

"Gdy mówi tak.
Rób tak."

Wśród tysiąca rzeczy, które jeszcze musisz zrozumieć. Łapy nurzamy w piasku. Społeczne wykopaliska. Czasem nachodzi nas, jak beznadziejnie jest być. Tęsknimy czasem za żonami i dziećmi. Tęsknimy czasem za byłymi żonami i byłymi dziećmi. Ciężko zdecydować. Na wybór już raczej za późno.

Kot Ch.

 

Wiosna. Pyszczek przyklejony do szyby i coś umyka. Oczekiwania ciągle wadzą w odbiorze wistości rzeczy. Tym bardziej, gdy orientujesz się, że tęsknota i zazdrość mają ten sam rdzeń. Z pomocą przychodzi pierwsze wynurzenie. Można wziąć na ręce, pogłaskać, połuskać, lecz do wody trzeba odstawić. Oddech zapewnić. Cyrkulację. Zatoczyć koło.

Smutny Tuńczyk

Kącik z muzyką

przysięga małżeńska

człowiek człowiekowi
w europejskich konceptach szacunku
i zrozumienia zanurzony
świadomy śmierci niewiadomej
w czasie i przestrzeni
ślubuję oddać Ci czas i energię
ale jeśli energia to czas
to tylko czas
póki nie znajdziemy sobie kogoś innego

Patrz się na mnie

Raz jeszcze.
Wracam na słoneczną kanapę w centrum stolicy.
Polityka zysków i strat
chwilowo nieosiągalna.
Chłód. Wilgoć. Plusk. Postać
odchodzącego ciepła.
Widzę je.
Czekam psem jeszcze,
kiedy mógłbym... są nawet zestawienia...
Spomiędzy dwóch złotych na jutro
osunięty na lewy brzeg.
Nie po raz pierwszy żałuję.
Ale ciężko inaczej.

W marcu

W marcu grzać miało
a zimno lało.
Siedzę kotem na podłodze.
Ona kota na nodze,
tamta kota na brzuchu
i plecach.
To heca,
grzebać kotu w uchu.
Tak ja
z krwią na rękach
przy miękkich dźwiękach.
Resztki.
Jem ze śmietnika
pestki
słonecznika.
I robię miny
plując łupiny.

O łakomstwie w godzinach nocnych

wężowe ręce
dzikie pnącze
we śnie mnie
w klatce opinające
w przypływie śmiałości
bez litości
mięśnie bolące
ja chcę te ręce
i wyżej
choć śmierci bliżej
biorę więcej
prędzej

Ostatnia rzecz na jaką mam ochotę

uczę się czekać
jak łapać i puszczać powietrze
czas nie znaczy tu nic
co mam do zrobienia
moje za pięć lat i jutro
w szponach twojego
nie teraz
może za dwie godziny
 
miękkie i ciepłe
zobacz
przynoszę w pysku
sam przecież nie zjem

Przebudzenie.

Kiedyś zamykałem oczy udając,
że śpię.
Teraz - otwieram udając,
że nie.
Trochę się pogubiłem.
Ludzie nierzadko robią bardzo fajne rzeczy
z bardzo dziwnych powodów.
Albo bez.
Łatwo być przeciw.
Wszystko zdaje się mieć swoje anty.
Naturalnie.
Czy szukasz dopełnienia śmieszny drapieżniku?
Gdzie antykot?
Kapitalizm ma swoje anty.
Ale nie w piątek wieczór.
Nikt nie kurwi w piątek wieczór.
Może tędy droga.

Anuszka

Bekowa piosenka disco polo dla Anki z okazji urodzin (oj zdziwi się nie tylko ona)

Utarł się przesąd, że w sercu mam lód
I jeśli już czuję to raczej głód
Z głodem za młodu walczyłem różnie
W lodówce jednak odkryłem próżnię
 
Powiedzieć za bardzo nie miałem komu
Poszedłem w miejsce niedaleko domu
Stolik był wolny, a ja usiadłem
Gdy ją ujrzałem omal nie padłem
 
Mowę mi wzięło, skoczyło ciśnienie
Nie wiem nawet jak szło zamówienie
Co i jak i z czym - litości
Dla niej tu szedłem z Solidarności
 
Ania, Anuszka, a a a powiedz mi
Czy to Ty rozlałaś olej słoneczniko-wy?
Ania, Anuszka, a a a aniele
Czy będziesz tu w przyszłą niedzielę?
 
Serce zabiło jak młodzieńczy bunt
Pytałem o nią miejscowych ludzi
Próbowałem nieśmiało wybadać grunt
Sugerowali jednak bym się nie łudził
 
Raz jeden w przypływie brawury
Jąłem uderzać do niej w konkury
Żałosne jednak podrywu mego triki
Bębnisz? Spytałem
Niecelnym strzałem
Nie, odparła, nie uprawiam muzyki.
 
W niedzielę przychodzę tam od miesięcy
Licząc, że ją zobaczę,a słowem
Nie odezwałem się do niej więcej
Choć najwyraźniej straciłem głowę
 
Ania, Anuszka, a a a powiedz mi
Czy to Ty rozlałaś olej słoneczniko-wy?
Ania, Anuszka, a a a aniele
Czy będziesz tu w przyszłą niedzielę?

Akwarium światem zwane

* * *

Składanie się świata jest trudne
Jeśli zamiast nazw botanicznych
Kojarzysz tylko marki alkoholi, tytoni i kilku aut.
Po śmierci zostaniesz brzozą.
Na powietrze będziemy się składać, na dym.
Jeszcze nie
odetchnąłem,
może zostanę widokiem na góry
i czepiać się będę oczu bosych.
Nie rozpoznaje tlenu,
nie ma wyraźnych grzbietów.

Tkliwość

Rozczula Cię napis
Jebać Poznańską Policję
Wzruszają rozrzucone
przesiąknięte do szpiku
papierosy, które równie dobrze
mogłyby zastąpić
podłużne cukierki na choince
Chwytają za serce
rozmarzone
chwiejące się dzieci
dukające prośbę
o kolejne piwo
Chwytają i nie chcą
puścić

* * *

W swoim życiu oklaskiwałem jedynie śmierć Mozarta i Carmen.
Twój zawał obserwowałem z Twoim synkiem bijącym w moje nogi.
Nawet nie wiedziałem, że w takich chwilach można się modlić.
Zniknięcia dziadka nie zauważyłem, choć później nieraz przechodził po parku
jak grałem w piłkę.
Potem znikał i inni znikali również.
Ludzie. Blisko. Wysoko. Ja
nigdy wtedy nie klaskałem.

* * *

Zimno idzie od okna.
Odsuń się, bo zauważy, że czekasz.
Ze spokojem jest jak z kluczami w damskiej torebce
Albo jak ze spleśniałą kanapką w tornistrze ucznia.
Zawsze jest, nawet jeśli nie szukasz.
Zawsze jest, nawet jeśli nie czekasz.
 
Ciepło siedzi pod krzesłem
(to głupie imię dla kota, ale dzięki niemu zawsze jest,
nawet jeśli nie szukasz, nawet jeśli nie czekasz na to,
czego nie można pojąć dotykiem).
 
Zimno się wabisz.
Chylę czoła.
Ciepło jest w kuchni.
To jedyny czas na obecność.
Jeśli nie szukasz. Jeśli nie czekasz.