Słowem występu
Końcówka sierpnia. Nowy drapak. Pazury mam ostre. Dwa kilo mniej... znowu. Kiedy oręż mocny, nie potrzeba zbroi. Łatwiej chodzić po drzewach. Upadam boleśnie, ale jakby bezpieczniej. Łapy szorstkie. Przechodziłem dziś koło sklepu z ludźmi, ale nigdy zawsze. Tak nie potrafię. Ciebie znalazłem raz drugi, przez drzwi otwarte. Jak u siebie ugniatam swetry i czekam, ale myśl mnie trapi, że dzieli nas więcej niż jedna rzeka i kilometry. I mam rację. Nawet lubię muchy w kawie.
Autorzy
Kot Chaosu
Odbyte rozmowy
Nie wierzę w szkołę. Wierzę w edukację. Kroję cebulę.
Nie załatwimy tego w jeden weekend... Ucieram kolendrę. Jebana.
-- Mama Weng
- Jak tam życie miłosne?
- Srak. Kiszę kapustę.
-- KRL MLVSK
Czarno widzę
Przelewa się Róg Obfitości
Przecieka mi przez dach dobrobyt
I Wszechświat wydaje się hojny
Ale coś dziwnie pachnie
Odwracam się uważnie
I przed sobą widzę Wszechświata odbyt
"Licho" przeklinam cicho
Widok prosto w mordę jak Twoje "dzień dobry"
Jeszcze przytomny z węchem marnym
Jeszcze wolny, nawet bardzo wolny
Chwilę dłużę, jak urynę na murze piec czarny
W końcu za styl niskie noty i jak rzadko bezbłędnie
I choć nie znam się na falach, wiem, że to ty
Tylko nie łapię ni joty, więc chyba mijamy się zupełnie
"Będziesz szczęśliwy zimą" wróżę sobie z ciastka
Więc ten gorąc przeczekam z odświeżaczem powietrza
I zatrzymam przyszpilone do tablicy korkowej
Czego nie zeżarła jeszcze chciwość i inflacja
Van Helsing
O bogowie, dziś wieść życie
Jak dobrze, więc wiozę
Kombajn, iluzji łąka
Zbieram-włączam się w sen
Gdy zamykam drzwi
Zasłaniam oczy, folia w oknach
Dość miłości
Przez chwilę zwyczajnie ludzcy bądźmy
Skóra i kości
Bakterie coli
Puls w skroni
Kiedy wraca czucie to boli
Czuję jak prąd, mocno
Dziś nie zobaczysz mnie na mieście
Choć w dupę był cię kopnął
Ale umiem już powiedzieć "nie chcę"
Golem
Byłem iskrą pożądania w oczach mego ojca
Słońce wzeszło i dla mnie po nocy ciemnej
Lecz nie uleczyłem samotności, której czekał końca
I mej matki nie poznałem, gdy byłem jej częścią jeszcze
Teraz jestem, sam, nazywam istotą sam siebie
Choć nie wszędzie, gdzie pójdę będę człowiekiem
Bo ludzie bywają bardzo różni, lecz wszyscy
W słowach tak twórczy jak i skrycie pragną niszczyć
Oddech boski, miejsce w piekle wybiera się z miłości
"Nie czyń drugiemu" pamiętam, lecz biorę wdech długi
Bo mam też na względzie, że nie wszędzie jestem ten drugi
Częściej natomiast ten trzeci, stojący "my" naprzeciw
To "my" tworzy dystans, by mnie rzucić w łeb kamieniem
Pierwszą literę zetrzeć, jak usuwa się błąd w rejestrze
I sobie butów nie upaprać moim nieistnieniem